Mery Spolsky. O czym pisze bigotka?
„Jestem Marysia i chyba się zabije dzisiaj” to nowa, słodko-gorzka książka Mery Spolsky. Wypowiada na głos myśli, które wielu z nas zostawia dla siebie. Jest to też pretekst naszego spotkania.
Rozmawialiśmy o kulisach jej powstania, o tym, czy każdy jest nienormalny, o asertywności i granicach. Całość w duchu lekkości, ale nie banalności.
- Podcasty
- Kacper Majdan Podcast
- Mery Spolsky. O czym pisze bigotka?
Rozmawialiśmy o kulisach jej powstania, o tym, czy każdy jest nienormalny, o asertywności i granicach. Całość w duchu lekkości, ale nie banalności.
Transkrypcja
K. MAJDAN: Mery Spolsky, Matko Boska. Mery Spolsky, dzień dobry.
M. SPOLSKY: Amen ramen, bardzo mi miło. Cieszę się.
K. MAJDAN: Jak się czujesz, jako autorka książki, w swojej nowej roli?
M. SPOLSKY: Czuję się jak samozwańcza pisarka, literatka z szuflady. I trochę się stresuję przed tym debiutem, bo pierwszy raz w życiu pokazuję to, co piszę, ludziom, w takich dłuższych wersjach. To nie jest mój pierwszy, kiedy piszę, bo takich rzeczy przez lata było mnóstwo, tylko lądowały sobie…
K. MAJDAN: Te setki karteczek w szufladach, słyszałem o tym.
M. SPOLSKY: Tak i to było moje marzenie. Ale też wiem, że książka to jest zupełnie inny produkt niż płyta. To nie jest coś, co ludzie sobie puszczają jako czasem tło, czasem do tańca, tylko to jest coś, z czym obcujesz tak 1:1. Jak ja czytam czyjeś książki, to bardzo często się zastanawiam nad autorem i co on miał w głowie, i tak jakoś bliżej czuję…
K. MAJDAN: Ja w twoim przypadku też się bardzo zastanawiałem momentami, co ty masz w głowie.
M. SPOLSKY: Mam nierówną grzywkę i nierówno pod kopułą.
K. MAJDAN: No, ale nie, grzywka jest całkiem spoko, z kopułą... No, pozytywnie, pozytywnie. Jest różnie, ale fajnie, bo tobie chyba trochę zależy na tym, żeby być taką osobą pełną kontrastów, trochę skrajności? Lubisz przesadę, mam wrażenie.
M. SPOLSKY: Lubię przesadę i lubię ją też w wizualach. Że jeżeli miałabym nałożyć obcasy i miałabym do wyboru takie 5- albo 50-centymetrowe, to wolę zdecydowanie pójść w ten przeskalowany rozmiar. Po prostu to lubię. Lubię też taką sztukę. Jak patrzę na chociażby instalację Salvadora Dalego – o którym wspominam zawsze i wszędzie, i mam o nim piosenkę – to to, co w nim lubię, to, że on po prostu czasem coś stworzy takiego – że tak powiem, moim zdaniem – z dupy. To jest piękne. Samochód pełen w środku deszczu itd. Ja też tak czuję, że mną kierują takie instynkty, że czasem coś, co właśnie w tej książce się może wydawać nagle takim zonkiem i słowem, które kompletnie nie pasuje, to właśnie ono jest tym słowem z dupy, które zostało użyte specjalnie, żeby to wszystko wywrócić do góry nogami. Więc te kontrasty, o których mówisz, są mi bardzo znane i lubiane.
K. MAJDAN: Złapałem się kilka razy na tym, że parę fraz przeczytałem kilka razy: "Nie, ja coś źle przeczytałem... Nie no, faktycznie tutaj tak jest!". Więc to nie jest żaden błąd w moim rozumieniu ani tym bardziej błąd wydruku, tylko to ostatecznie, jak kilka razy się przeczyta, ma sens. To jest chyba też trochę twoja domena, jeżeli chodzi o muzykę. Że wiele rzeczy na początku w ogóle jest takich: Co ona - za przeproszeniem - pierdoli? Jak słuchasz drugi raz, trzeci: A, właśnie, to było w ten sposób, o to chodzi!
M. SPOLSKY: Właśnie miałam pytać, czy pamiętasz może mniej więcej, w jakim kontekście i które to były fragmenty, ale jak nie, to mi zaraz może powiesz. Bo jestem ciekawa, przy których miałeś takie wrażenie. Ale ja się spotykam też z taką opinią, że ktoś, kto pierwszy raz posłuchał piosenki, np. nie do końca w ogóle zrozumiał ,o co chodzi w tekście i odebrał go bardzo infantylnie albo bardzo wręcz nielogicznie. A dopiero potem, np. jak sobie przeczytał ten tekst, to skumał, że tam za tym stał jakiś sens. Bo jednak mimo wszystko myślę w trakcie pisania i chcę, żeby to było o czymś.
K. MAJDAN: Ale to widać. Właśnie przez to, że to nie jest zrozumiane - czasami przynajmniej - za pierwszym razem, świadczy o tym, że to jest przemyślane. Będzie może bardziej przez to ponadczasowe, może ludzie będą się więcej zastanawiali, może w ogóle jako naród zaczniemy w końcu myśleć dzięki tej książce? Jest to możliwe?
M. SPOLSKY: Myślę, że bardzo byłoby dobrze, jeżeli my jako naród byśmy – jeżeli się ten naród skłoni do przeczytania tej książki – żebyśmy właśnie potrafili spojrzeć na siebie i na życie miłym okiem i żebyśmy potrafili czasem te czarne myśli umieć wywalić z głowy – co wiem, że czasem jest bardzo trudne i wiem, że ludzie mają gigantyczne problemy, więc nie da się tak pstryknąć palcem oczywiście. Ale ja tę książkę też napisałam trochę po to, żeby ten nasz czasem marazm szary, blokowy, polski, zimowy wykurzyć z głowy i żeby było więcej tych szalonych myśli, barw i podejścia do spraw takich prostych też życiowych. Bo piszę tam dużo o takich w zasadzie codziennościach.
K. MAJDAN: Tak, do tego jeszcze przejdziemy, bo mam tutaj troszeczkę sobie rzeczy przygotowanych. Ale zaczniemy w sumie troszeczkę od początku. Dlaczego w ogóle książka? Skąd pomysł? Skąd to się wzięło? Wiem, że teraz sobie myślisz: Ja pierdolę, słyszałam to pytanie już 10 razy, bo udzieliłam już 10 wywiadów. Ale ja tych wywiadów nie słyszałem, więc ja jestem autentycznie ciekawy.
M. SPOLSKY: Ja w ogóle tak nie myślę. Ale przez to, że jak się tutaj spotkaliśmy – to mówię tutaj off topic dla wszystkich – to pierwsze, co Kacper mówi: „Ile miałaś już wywiadów? No nie… Będziesz ciągle mówić to samo”. I żebyście wiedzieli, staram się nie mówić właśnie tego samego, więc odpowiem jeszcze inaczej. Książka dlatego, że pomyślałam sobie: Faktycznie jest tak, że często ludzie słuchają piosenek Mery Spolsky i mówią, że nie zrozumieli, o co mi chodzi. A dopiero jak np. przeczytali sobie te teksty w książeczce od płyty albo na tekstowo.pl – tylko tam z błędami zazwyczaj – to dopiero wtedy np. zrozumieli właśnie sens. I pomyślałam o tym: No to w takim razie może ja jestem bardziej zrozumiała właśnie na papierze? Kiedy obcujemy bez tych bodźców muzycznych, bez tych bitów, krzyków, tych wszystkich „Au!” itd. – co uwielbiam i z czego nie zrezygnuję. Ale pomyślałam sobie: Zróbmy takie spotkanie z ludźmi z Polski właśnie face to face, po prostu na papierze połączmy się myślami, dlatego ta książka, bo tam mam po prostu czas, mamy miejsce na to, żeby napisać co mi się żywnie podoba i żeby użyć tylu form, ile tylko chcę. A w piosenkach nie zawsze jest na to po prostu czas i miejsce, bo są krótkie. A jeszcze w dzisiejszych czasach to już w ogóle najlepiej, żeby miały 2 minuty – single w sensie.
K. MAJDAN: Oczywiście. Przede wszystkim to ja się cieszę, że mogłem przeczytać tę książkę przed wami. Tak że teraz poczułem w końcu uczucie wyższości takie polskie. Ta książka jest pełna kolorytu, kontrastów, jest momentami wzruszająca, słodko-gorzka, wulgarna, czasami bardzo bezpośrednia - ile jest w niej autobiografii, a ile kreacji?
M. SPOLSKY: Myślę, że jest to przede wszystkim kreacja i postać Marysi, którą jestem teraz. Przyszłam do ciebie jako Marysia i jest to pewnego rodzaju rozdwojenie jaźni, bo widzisz mnie tu i wiesz, że jestem też Mery Spolsky, która tę książkę napisała, ale celowo chciałam stworzyć taki trochę rozstrzał postaci i celowo też tę książkę napisała Mery Spolsky, a nie Maria Żak, bo to jednak jest wszystko w tym języku Spolsky i tym szaleństwie Spolsky. Ale jest to postać Marysi, która jest bardzo w środku też mnie i na pewno ci, co obserwują mnie od dłuższego czasu, mają mnie na Instagramie, doszukają się tam autobiograficznych różnych smaczków, takich jak chociażby wiersz dla Lolka, czyli mojego psa. W ogóle książkę dedykuję ludziom i Lolkowi, czyli mojemu obecnemu buldożkowi francuskiemu, żeby sobie trochę liznął książki. Ale absolutnie właśnie nie chciałam, żeby to była moja autobiografia, bo po pierwsze to uważam, że ja nie mam o czym pisać teraz, wydając autobiografię, bo myślę sobie, że autobiografia to jest taka książka, w której opisuje się życie prywatne i zawodowe danej postaci, która osiągnęła wiele w swoim życiu – powiedzmy.
K. MAJDAN: Proszę cię, Justin Bieber napisał biografię, mając kilkanaście lat.
M. SPOLSKY: Właśnie o tym też słyszałam – może miał już o czym pisać. W każdym razie autobiografia to jest też zbiór faktów – tu absolutnie nie ma faktów, chronologii. Tu jest chaos, więc nie można tego nazwać absolutnie autobiografią, tylko bardziej literaturą z wątkami autorefleksyjnymi, tak bym powiedziała. No bo jest ten Lolek, jest mój tata, który w książce się pojawia i jest ważną tam postacią, jest wątek mojej mamy, wątek tatuaży, które mam na sobie też, więc Marysia to jestem trochę ja.
K. MAJDAN: OK. Troszeczkę się zgadzam, bo mówisz o chaosie, chociaż uważam, że ten chaos jest mimo wszystko bardzo uporządkowany. A dlaczego chcesz się dzisiaj zabić? Dlaczego taki tytuł w ogóle? "Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj" - jak zobaczyłem ten tytuł, to mówię: "OK, nie rozumiem".
M. SPOLSKY: To jest mój manifest, manifest Marysi, bo takie myśli siedzą mi w głowie dosyć często. Mimo bycia bardzo pozytywną i otwartą na życie osobą jednak potrafię mieć gorszy dzień, kiedy takie najczarniejsze chmury przychodzą nad twoją głowę i po prostu wszystko burzą. Ta książka trochę też szuka właśnie odpowiedzi, czemu się tak dzieje, jest trochę też wyrywaniem takich tkanek ze środka i wnętrzności, bo mocno się tam odkrywam z taką tęsknotą za zmarłą osobą. Myślę, że jak ktoś przeżył coś takiego, że stracił bliską osobę i doznał tej straty już na zawsze, nigdy w życiu nie poczujesz zapachu tej osoby, nie zobaczysz jej – to są to tak silne bodźce, tak mocne emocje, że naprawdę czasem skłaniają do takich refleksji, że może czasem chciałabym jednak być już z tą osobą, za którą ja tak bardzo tęsknię. To są bardzo czarne myśli, bardzo okropne myśli, ale ja nie chciałabym się wstydzić, że je mam. Chciałabym powiedzieć, że je mam mimo bycia na co dzień wesołą osobą. To każdy po mnie widzi, bo nawet temat śmierci czy temat odejścia mojej mamy zawsze w mojej twórczości był traktowany przez pewien pryzmat mojego stylu, w którym piszę, a ten styl nigdy nie był smutny i na serio, tylko zawsze był z jakimś żartem.
K. MAJDAN: No wymyśliłaś ten styl z mamą, a same doświadczenia, o których piszesz, też niestety znam z autopsji, dlatego też myślę, że w wielu momentach bardzo często się z tobą utożsamiałem. Ja straciłem tatę, więc trochę inna perspektywa, dlatego rozdział poświęcony twojemu ojcu nie ukrywam, że lekko mnie wzruszył.
M. SPOLSKY: Och, to naprawdę miłe. Nawet trochę chyba poczułam ciarki, jak to mówiłeś, bo pisząc, czułam, że to jest bardzo ze środka, ale że może ktoś ma podobnie. Ty straciłeś tatę i myślę, że to jest bardzo podobne uczucie tej bliskiej tobie osoby, która cię stworzyła i już jej na świecie nie ma, nie możesz się z nią dzielić swoimi osiągnięciami, swoimi radościami. I wydaje mi się, że sztuka jest fajnym miejscem, żeby jeszcze tę osobę w jakiś sposób wskrzesić. Bo można pisać wiersze albo listy…
K. MAJDAN: Unieśmiertelnić można przede wszystkim tę osobę - to jest niesamowite.
M. SPOLSKY: Dokładnie. I ja trochę coś takiego czuję też z moją mamą, że ona była też szalona pod kątem pisania, lubiła pisać wiersze, lubiła rysować grafiki, była projektantką mody. Wszędzie to powtarzam, bo to jest ważne dla mojego projektu: chodzę w jej ciuchach, które mi zaprojektowała itd. I myślę sobie, że właśnie dzięki temu, że ja wykorzystuję te grafiki, że ja się inspiruję się tym, co ona mi do głowy wrzucała, to moja mama żyje cały czas w mojej głowie. Też dlatego na początku książki jest dedykacja od niej, pisana jej ręką, którą zeskanowałam i wkleiłam do każdej książki, bo pomyślałam sobie, że to każdemu czytelnikowi może trochę takiej prywaty dodać i takiej otuchy, że uwierzcie w siebie, lubcie siebie. I choć moja mama napisała to dla mnie, to być może ktoś się tym też zainspiruje tą dedykacją na początku.
K. MAJDAN: A zastanawiałaś się kiedyś, czy ty masz w ogóle depresję? Bo ja widzę w tej książce sporo takich wątków, które są naprawdę gorzkie, chociaż często podane w taki sposób, że trzeba się nad tym zastanowić, że faktycznie coś pod tym jest. Nawet taki głupi cytat - przepraszam, nie jest głupi, wyrwany po prostu - "Będę pisać, co chcę i jednego dnia ogłaszać światu myśli samobójcze, aby drugiego zarazić wszystkich miłością do życia". Nawet takie rozchwianie emocjonalne świadczy o tym, że może coś być nie tak. I sam wiem to po sobie, że czasami sam się nad tym zastanawiam.
M. SPOLSKY: Ja myślę, że jak najbardziej te pytania są w mojej głowie cały czas i dlatego też zaczynam książkę tekstem tytułowym, który na końcu stawia pytanie: „Czy ja jestem dla siebie dobra?”, „Czy ty jesteś dla siebie dobry?”, „Czy my jesteśmy dla siebie dobrzy?”, „Czy jestem dobra dla świata?” i ta kwestia właśnie „Czy ja czy może mam depresję?”, „Czy może mam jakieś problemy psychiczne i nie potrafię sobie poradzić z traumą po utracie mamy?” – jak najbardziej są to pytania, które siedzą mi w głowie, które mnie nurtują, które badam i szukam na nie odpowiedzi. Więc bardzo możliwe, że mam też skłonności depresyjne, ale chyba też jestem zahartowana przez moją mamę. Stąd takie skrajne emocje, że nawet jeżeli łapie mnie ta depresja i czarność, i mrok, to umiem sobie jakoś pomóc sama. W związku z tym nigdy nie czułam takiej potrzeby, żeby gdzieś dalej z tym iść, bo nawet jak mnie takie myśli łapią, to biorę się za tworzenie, piszę wiersze, piszę teksty – jest mi bardzo źle, ale po napisaniu czegoś nagle czuję, że się wyleczyłam.
K. MAJDAN: Trochę coś jak wypłakanie się po prostu.
M. SPOLSKY: Tak. I dzięki temu nigdy nie czułam potrzeby, aby zgłosić się gdzieś dalej. Oczywiście w książce też jest mały wątek o mojej wizycie u pana psychologa, bo uważam, że zdrowie psychiczne jest turboważne i też sobie próbuję na różne sposoby pomagać i chodzić na różne rzeczy. Ale też okazuje się, że nie wszystko jest dla każdego i np. w moim przypadku jeszcze się nie trafiło, żebym dostała fajną pomoc psychologiczną, bo miałam akurat takie doświadczenia. To opisuję właśnie w tekście „Kanapowiec”, który myślę, że niektóre osoby może ukłuć, bo tam zaczynam takim zdaniem, że co za kretyn to wymyślił, że gdzieś idziesz i po prostu mówisz swoje najciemniej ulokowane rzeczy pod kopułą, a ta osoba ci nagle mówi, że jesteś taki, śmaki, sraki…
K. MAJDAN: Tak. Widzi cię 30 sekund i prześwietliła cię od początku do końca i stwierdza, że jesteś pojebana, po prostu musisz coś ze sobą zrobić. Nadal twierdzisz, że każdy przynajmniej trochę jest pojebany czy nie?
M. SPOLSKY: Myślę, że tak i nawet był taki tekst, który sobie gdzieś notowałam i może gdzieś go też zamieszczę, bo przy tej książce było zdecydowanie więcej tekstów, tylko niektóre zostały w szufladzie. Jeden nosił tytuł „Pojebany typ ludzi”. I myślę, że może na drugą książkę będzie, bo puenta tego tekstu jest taka, że w sumie każdy z nas jest pojebany na swój sposób. Ja mam np. takie i takie odstępstwa: jestem skrajna, temperament, potem płacz, furiat itd. Ktoś inny powiedzmy ma jakieś natręctwo czegoś, więc…
K. MAJDAN: ...Macierewicz nadal wierzy w zamach.
M. SPOLSKY: Więc właśnie, każdy jest pojebany. Myślę, że te słowa nie powinny obrażać. One powinny po prostu być normalne w kanonie. Dlatego nie rozumiem do dziś, czemu mój singiel „Miło było pana poznać”, gdzie mówiłam, że „Kocham pana jak pojebana”, to nie rozumiem, czemu ktoś się oburza na to słowo. Ja lubię to słowo.
K. MAJDAN: Zresztą wiele osób "zajebiście" nie uważa za przekleństwo. To jest fajne słowo, ono fajnie brzmi.
M. SPOLSKY: No właśnie, świat się zmienia. Ma taki fonetyczny poślizg, który stwierdza, że coś jest zajebiste.
K. MAJDAN: Czytałem tę książkę i przychodziło mi kilka myśli do głowy, ale jedna była przy cytacie, który brzmi następująco: "Lubię mówić głośno o swoich fantazjach, robić sobie dobrze nad twoją twarzą albo lubię jeziora, skoki na golasa, lubię twojego kutasa" - myślisz, że ludzie będą uprawiać autoerotyzm przy twojej książce?
M. SPOLSKY: To byłoby, myślę, urocze, bo czemu nie? Książka ma służyć, żeby dawać radość, żeby dawać przyjemność. Jak tę przyjemność sobie dacie, to już wasza sprawa. Dlatego też, wracając do naszej rozmowy off o grafikach, o których wspomniałeś, powiedziałeś, że ta książka też fajna wizualnie…
K. MAJDAN: Jest świetna wizualnie.
M. SPOLSKY: Więc piję do tego, że to też po to, żeby była przyjemna. Trochę się śmieję, że jeżeli ktoś nie będzie chciał przeczytać, bo np. nie lubi czytać, a wiem, że są tacy ludzie, to przynajmniej…
K. MAJDAN: A będzie audiobook z twoim głosem?
M. SPOLSKY: Tego nie wiem jeszcze.
K. MAJDAN: To byłoby świetne, bo niektóre rzeczy jakbyś przeczytała... Ja bym naprawdę jeszcze raz tego odsłuchał, pomimo że treść już znam.
M. SPOLSKY: Myślę sobie, że jeżeli miałabym nagrywać audiobook, to – z pełną świadomością, że nie jestem w tym mistrzem – musiałabym ja to przeczytać. Bo to jednak jest pamiętnik, to ja musiałabym jednak swoim głosem, więc jak już, to byłby audiobook by me – więc nie wiem, czy ludzie by to znieśli.
K. MAJDAN: Ja uważam, że to byłoby niesamowite. Jeszcze jakbyś robiła sobie małe podśmiechujki, jakieś chórki może... Słuchaj, z tego powinno powstać słuchowisko.
M. SPOLSKY: Może właśnie coś wykrakałeś, może właśnie mnie zainspirowałeś, a może ten pomysł nigdy się nie wydarzy, zobaczymy. Ale fajnie, bardzo mi miło, że to mówisz. Ja w ogóle uwielbiam audiobooki, które mają większy wymiar i teraz bardzo mi się podobał „Random” – nie wiem, czy miałeś okazję zgłębić.
K. MAJDAN: Słyszałem, nie słuchałem.
M. SPOLSKY: …gdzie ten w zasadzie audiobook też przenosi się na YouTube, on się przenosi na piosenkę, na teledysk – wielowymiarowość jest zajebista, że nie jest to tylko po prostu przeczytany tekst.
K. MAJDAN: W ogóle super jest w audiobookach podział na role, że czyta kilku lektorów jedną książkę. To dodaje takiej dynamiki jeszcze, nasza wyobraźnia nagle zaczyna jeszcze bardziej - za przeproszeniem - napierdalać i to jest niesamowite. Masz wrażenie, że w tej książce troszeczkę zachowujesz się - chociaż nie lubię tego stwierdzenia, ale to powiem - jak głos pokolenia. Bo ty wypowiadasz na głos, napisałaś rzeczy, które ja jako mężczyzna, trochę w innym wieku, trochę pewnie z innego środowiska, też mam w głowie. Przecież to jest niesamowite, że ty momentami myślisz tak jak ja.
M. SPOLSKY: A myślałam, że jesteśmy w takim samym wieku.
K. MAJDAN: W bardzo podobnym pewnie.
M. SPOLSKY: Ile masz lat?
K. MAJDAN: 25.
M. SPOLSKY: No to jesteś ode mnie rok młodszy. Tak, faktycznie funkcjonujemy w podobnych światach. Myślę, że ty możesz zrozumieć chociażby Netflix, te wszystkie codzienności.
K. MAJDAN: Tak. Netflix, pizza i wino musujące.
M. SPOLSKY: I schodki nad Wisłą.
K. MAJDAN: Oddajesz taki klimat, który myślę, że towarzyszy każdemu z nas z naszego pokolenia. To jest niesamowite, bo ja też czytając tę książkę, troszeczkę zacząłem myśleć o Taco Hemingwayu, który też w taki fajny, plastyczny bardzo sposób przedstawiał naszą rzeczywistość.
M. SPOLSKY: To prawda. I taką jest tkanką miejską trochę. Też jak słucham jego rzeczy, to czuje się, że w punkt to są wręcz takie fakty z życia, w którym żyję i też w tej książce to czuć. Ona była pisana na przełomie 2019 i 2020 roku, w zasadzie 2020 rok był tym głównym rokiem pisania i to czuć w niej, bo jest tam np. wątek tych wszystkich pandemicznych spraw – choć niedużo, bo nie chciałam poświęcać temu jakoś wiele uwagi, bo o czym tu pisać.
K. MAJDAN: Byłoby już chyba zbyt gorzko wtedy. Zresztą już każdy rzyga tą pandemią.
M. SPOLSKY: Dokładnie. Ale czytając tę książkę od razu wiemy, o który rok chodzi, że w marcu – powiedzmy – był ten wybuch pandemii, że był np. wybuch bomby bejruckiej, że jakby to się wtedy działo. Chodzi mi o takie smaczki, które podkreślają, że ta książka była pisana tu i teraz, z myśli, które były tu i teraz. Bardzo możliwe, że przeczytam i stwierdzę: „Co ja w ogóle pierdolę, co ja miałam w głowie?”. Bardzo możliwe, że tak będzie.
K. MAJDAN: Ale to znaczy, że zrobisz jakieś kolejne kroki do przodu, będziesz ewoluować, a nie stać w miejscu, czyli się de facto cofać. Ile razy całowałaś się z kimś, pomimo że tego nie chciałaś?
M. SPOLSKY: Właśnie dzisiaj przed naszą rozmową wstawiłam zdjęcie, że mam cięty język i użyłam słowa, że ten dzień musi być dobry, nie przyjmuję innych opcji, nie i chuj. No i właśnie powinnam zawsze takim typom, o których pytasz, potrafić powiedzieć: „Nie i chuj, nie będę się z wami całować”. A jednak bywało często na odwrót. Ilu ich było? Nie wiem. Myślę, że można policzyć na 2 rękach i nie więcej.
K. MAJDAN: Z niebieskimi paznokciami - przecież nie lubisz niebieskiego, ale ostatecznie też ten niebieski często na siebie przyjmowałaś. Nie i chuj. To jest ten przykład, gdzie ta książka wygląda świetnie, bo masz na 2 strony wielki napis: "nie i chuj". To jest niesamowite.
M. SPOLSKY: Myślę, że to trzeba sobie wbić głowę. Jednak „nie i chuj” ma zdecydowanie większe rażenie niż takie „nie…”. Bo jak powiesz takie właśnie „nie…”, to ono zaraz się przeobrazi w „tak” – ja już się znam. A jak sobie w głowie powiesz „nie i chuj”, to jest szansa, że dasz radę z tą asertywnością.
K. MAJDAN: Patrząc na to, że znajdujemy się na polskim rynku, mam pytanie, czy nie zastanawiałaś się kiedyś na tym, że z tą książką jest trochę jak z grą w tenisa? Celujesz w linię, ale jest bardzo łatwo wtedy przestrzelić. I myślę, że momentami przestrzelisz i niektórym osobom na uczucia i na sam styl bycia, na nasz polski styl bycia po prostu nadepniesz.
M. SPOLSKY: Masz na myśli tę poprawność polityczną i te sprawy nasze polskie?
K. MAJDAN: Tak. Nawet chociażby to, że mówisz bardzo jasno i sama też jesteś tego przykładem, że jesteś po prostu wyzwoloną kobietą, która lubi czasami sobie wylądować - rozumiem, że to było o tobie - przypadkowo z kimś w łóżku i to jest spoko. Jak facet z kimś ląduje to: "mordo, zajebiście", a jak kobieta to od razu dziwka. Przecież to jest chore, więc uważam, że wielu osobom właśnie czymś takim nadeptujesz na odcisk.
M. SPOLSKY: Nawet widać to gdzieś tam w sieci, więc jestem na to przygotowana, że ta książka jest tylko pogłębieniem różnych opinii na temat tego, jak ja postrzegam świat. Ja walczę z tym, żeby jednak iść w ten zachodni styl wyzwolenia. Właśnie to o czym mówisz, że jednak chyba u nas nie było takiej porządnej rewolucji seksualnej, mam wrażenie.
K. MAJDAN: Na KUL-u próbują zrobić, ale im nie idzie.
M. SPOLSKY: Jest to postrzeganie kobiet, które jeżeli są rozwiązłe – w ogóle to słowo jest trochę głupie – to jest to nieodpowiednie. Na pewno ta książka sprawi, że niektórzy powiedzą: „Ja to nie lubię tej Mery, nie poszłabym z nią na kawę” albo „Nie poszedłbym z nią na piwo”.
K. MAJDAN: Ona jeszcze mówi, że jest niewierząca... Właśnie, mam pytanie o tę wiarę w Boga: czy miała na to wpływ śmierć twojej mamy? Że to się pogłębiło po niej czy nie? Bo ja tak miałem, że ja byłem osobą może nie jakoś superpraktykującą, ale w miarę wierzącą itd. Po tym jak to się stało, mam na to tak kompletnie wyjebane, że chyba na nic aż tak bardzo nie mam.
M. SPOLSKY: To tak jak Kochanowski. Ja miałam wręcz na na odwrót, śmieszną drogę, bo moja rodzina była bardzo nieklerykalna, niewierząca, nie miałam komunii świętej, nie chodziłam na lekcje religii, moja mama nie wierzyła i było takie podejście do Kościoła raczej z dystansem – i nagle jak moja mama… Moja mama w wieku 56 lat – przez cały czas niewierząca osoba, totalnie anty-Kościół – zachorowała na raka, zaczęła szukać różnych dróg i przyjęła chrzest w wieku 56 lat. Ja dzięki temu miałam okazję obserwować też przemianę mojego autorytetu, mojej mamy i byłam zawsze niewierząca trochę przez nią. Ale jak ona zaczęła się otwierać, zaczęła czytać Biblię, chodzić też do protestanckiego kościoła, bo ona szukała różnych odpowiedzi – to zaczęłam się też nad tym zastanawiać. Ale na razie moje zastanowienia doprowadziły mnie do konkluzji, że ja jeszcze nie uwierzyłam. Myślę, że właśnie to jest spoko, że każdy ma prawo mieć to swoje zdanie i szkoda, że być może u nas trochę w Polsce jest takie podejście konserwatywne, że jak nie wierzysz, to jest z tobą coś nie tak. Ja właśnie uważam, że to jest trochę słowo przeciwko słowu: ja nie wierzę, a ty wierzysz – ja mogę równie dobrze uważać, że to z tobą jest coś nie tak. W sensie: to jest opinia i opinia.
K. MAJDAN: No dokładnie, wierzysz w coś czego nie widać. Dlaczego Bóg jest, skoro go nie ma? Najbardziej proste pytanie, które może wydaje się płytkie, aczkolwiek jak się nad nim zastanowimy, to faktycznie coś w sobie ma. Obraziłaś kiedyś czyjeś uczucia tak, że aż było ci głupio?
M. SPOLSKY: Raz się wydarzyło coś takiego, że – mi bardzo często jest głupio – na koncercie mieliśmy spotkanie. I ja mam zawsze takie odruchy, żeby się przytulać z ludźmi, w sensie: witam ich z otwartymi ramionami. To wynika po pierwsze z euforii, po drugie wynika z tego, że bardzo często ludzie są dosyć nieśmiali, jak przychodzą na to spotkanie…
K. MAJDAN: Ja chciałem ciebie przytulić, ale mamy jeszcze sytuację pandemiczną, więc nie wiedziałem, jak na to zareagujesz.
M. SPOLSKY: Teraz to już w ogóle lipa z tym, bo nie będę wiedzieć, jak się zachować. Ja mam z tym ogólnie luz, bo jakoś mnie ciągnie do ludzi. Chodzi o to, że przyszła jedna dziewczyna, ja do niej za otwartymi ramionami, a ona mi powiedziała, że ona bardzo sobie tego nie szanuje i nie lubi dotykać ludzi, i bardzo nie lubi być przytulana. Poczułam wtedy, że ją uraziłam, było mi strasznie głupio, spaliłam strasznego buraka i od tego momentu, jak widzę ludzi, to jednak myślę o tej dziewczynie i mam taką sekundę zastanowienia, czy to jest osoba przytulająca się czy nie. No i myślę, że moja płyta Dekalog Spolsky mogła troszkę czasem urazić, jeżeli ktoś nie zrozumiał intencji tej płyty.
K. MAJDAN: Aczkolwiek uważam, że dobrze jest troszeczkę zamieszania w tym naszym polskim bałaganie jeszcze wprowadzić. Po napisaniu tej książki - żeby porozmawiać teraz troszeczkę o równowadze - ty jesteś bardziej teraz wokalistką, osobą, która produkuje muzykę czy teraz jesteś bardziej pisarką?
M. SPOLSKY: Zawsze mówię, że jestem performerką, bo nigdy nie czułam się w skórze wokalistki. Wynika to raczej z tego, że Whitney Houston czy Christiny Aguilery to ja nie zaśpiewam, bo po prostu nie mam takiej skali, nie mam takich warunków wokalnych, żeby się nazwać pełnoprawną wokalistką, która wykona wszystko, co można zaśpiewać. Bo myślę, że wokalistka to właśnie jest też taka profesja, że śpiewasz wszystko. Ja mam ten swój styl śpiewaczy, swój styl recytatorski, więc jest to bardziej performance. W związku z tym w skład tego performance’u wchodzi też pisanie książek, a może kiedyś taniec, a może kiedyś coś…
K. MAJDAN: Ja bym cię w ogóle widział na ekranie. Ty powinnaś być aktorką.
M. SPOLSKY: Chciałabym bardzo.
K. MAJDAN: Stand-uperką, moja droga.
M. SPOLSKY: Stand-up jest chyba cholernie trudny. Stoisz przed ludźmi, jest cicho i po prostu mówisz…
K. MAJDAN: Jak patrzę na twoje pióro, jakbyś zaczęła mówić, to myślę, że by tam było "Ludzie, trzymajcie kapelusze" jak Abelard Giza, bo to byłaby jedna wielka beka. A stand-up ma też to do siebie, że fajnie jak jest podszyty też czymś gorzkim.
M. SPOLSKY: I czarnym humorem.
K. MAJDAN: Czarnym humorem, ale też gorzkimi doświadczeniami. Przecież ilu komików ma depresję...
M. SPOLSKY: To mi się podoba w stand-upach, że tam jest wszystko dozwolone, że można się śmiać ze stereotypów.
K. MAJDAN: Że można śmiać się z papieża, chociaż Abelard Giza miał przez to spore problemy. Ale dobrze, niech się śmieje - w końcu wiedział o pedofilii w Kościele.
M. SPOLSKY: Od czego są żarty? Właśnie po to, żeby przełamywać te rzeczy, ludzie lubią też poczuć się nagle tacy wyzwoleni, że: „OK, na co dzień nie możemy z tego się śmiać, ale tu możemy”.
K. MAJDAN: Nigdy nie zapomnę jak Abelard Giza w dzień WOŚP-u powiedział, że cały występ, cały dochód z występu przeznaczony jest na dzieciaki, a później dodał, że na jego dzieciaki. To było niesamowite, z delikatnym dystansem, ale ostatecznie się przyjęło. Ja parsknąłem niemiłosiernie przy tym. Robisz swoją muzykę troszeczkę dla beki czy nie?
M. SPOLSKY: Myślę, że tak. Jak robimy ją z producentem No Echoes, to bardzo często mamy takie podejście: „Ty, a walnijmy tu coś trapowego”.
K. MAJDAN: Albo hardstyle'owego - nie pamiętam, jak on się nazywał.
M. SPOLSKY: „FAK” z rave’owym refrenem?
K. MAJDAN: Tak.
M. SPOLSKY: To właśnie też była taka rozmowa, że: „Dawaj, zróbmy coś głupiego” zniesie. Oczywiście potem na serio traktujemy tę naszą sferę kompozytorką, zastanawiamy się, czy melodie są trafione, czy beat jedzie do przodu, czy wszystko jest dobrze zagrane, czy fajnie na gitarach wymyśliliśmy te partie, ale jest ten aspekt beki. Ja mam trochę bekę w głowie, ale wygodniej się ją pisze, wygodniej te żarty zawierać w tekście pisanym, bo w muzyce nie zawsze są słyszalne.
K. MAJDAN: W którym momencie pojawiła ci się też wizja, żeby produkować własną muzykę? Mnie ten wątek zaciekawił niemiłosiernie z tego powodu, że x lat temu byłem didżejem, zajawkowym producentem i robiłem sobie muzykę for fun. I naprawdę mnie tym zainteresowałaś, że ty nagle wiesz, co to jest Nexus.
M. SPOLSKY: Miałam zawsze bardzo wysokie ambicje. Kiedyś miałam taką przygodę, że pracowaliśmy nad płytą, która się nigdy nie ukazała, z bardzo fajnym producentem i czułam wtedy, że ja przynoszę piosenki z gitarą, które sobie piszę, że wiem mniej więcej, co ja chcę, żeby było, a że ta osoba tego nie realizuje w taki sposób, tylko robi coś po swojemu. Czułam wtedy, że skoro ja wiem, to czemu nie spróbować tego jakoś przelać.
K. MAJDAN: Taka jesteś mądra, to zrób.
M. SPOLSKY: Trochę Zosia Samosia typu „to sobie sprawdzę sama i najwyżej będzie chujowe” i zaczęłam się bawić w to i choć nie mam producenckich skilli – takich, jak powinno się mieć, kiedy się jest producentem – tylko to wszystko bardziej jest intuicyjne, to okazało się, że można się tym bawić. Pierwszą płytę zrobiłam na tym takim bardzo prymitywnym programie, bo jest nim Garage Band.
K. MAJDAN: Serio?
M. SPOLSKY: Tak. Cała powstała na nim, ale przynajmniej jest moja.
K. MAJDAN: Pewnie teraz pracujesz na Logicu.
M. SPOLSKY: Nie. Ableton teraz wjechał.
K. MAJDAN: Mój przyjaciel, który jest producentem, byłby teraz zachwycony i by klęknął przed tobą: "W końcu ktoś z Abletonem".
M. SPOLSKY: A bo wy macie walkę? Ty jesteś Logic?
K. MAJDAN: Nie, ja w ogóle go zaraziłem Abletonem, tylko że ja już sobie to odpuściłem, więc on został troszeczkę osamotniony.
M. SPOLSKY: Ableton jest dobry na koncerty, bo jednak jest intuicyjny i też jak na razie nie zawiódł w puszczaniu wszystkich loopów.
K. MAJDAN: Oczywiście, nie wysysa komputera. Ale żeby nie zanudzić ludzi: nie uważasz, że troszeczkę to, że twoja produkcja jest... Nie jesteś Quincy Jonesem i tego nigdy nie będziesz próbowała pewnie ukrywać czy Daft Punkiem chociażby, ale do twojego stylu bycia, takiego lekko chaotycznego, takie niedociągnięcia - myślę - że dodają jeszcze uroku.
M. SPOLSKY: Ja lubię bardzo to np. w Dua Lipie, kiedy ona tańczy i widać, że to jest wszystko takie clumsy.
K. MAJDAN: Patrząc na tę książkę, chyba w ogóle lubisz Dua Lipę. Ja też lubię
M. SPOLSKY: Bardzo lubię. Dupa i lipa, bo słucham jej zazwyczaj, kiedy jest dupa i kiedy jest lipa. Ale to, co mi się w niej podoba, to to, że ona nie jest perfekcyjna, tylko ma swoje jakieś mankamenty, czasem te ruchy są clumsy, czasem coś nieczysto zaśpiewa, choć ma wspaniały głos. I dlatego też czuję taki luz w tym, co ja robię, że czasem można się – oczywiście jestem trochę w głowie też perfekcjonistką, bo wszystko sama muszę dopiąć na ostatni guzik – ale jednak fajnie czasem mieć jakieś wady, bo tak jest bardziej luźno i normalnie. Nie mogę być mistrzem we wszystkim, a trochę mam takie aspiracje, żeby mieć nad wszystkim kontrolę, więc nigdy nie będę w tym mistrzem, ale przynajmniej trochę.
K. MAJDAN: To jest prosta droga do popadnięcia w pracoholizm.
M. SPOLSKY: Tak. Ja myślę, że jestem trochę pracoholikiem.
K. MAJDAN: No i super. Ja chyba też idę w tym kierunku, także jesteśmy razem, najwyżej będziemy razem chodzić na meetingi.
M. SPOLSKY: I lunche.
K. MAJDAN: Mam nadzieję, że zakrapiane. Moda. Bo ona też się w twoim życiu, w twojej karierze jako Mery Spolsky często pojawia. To jest zajawka czy może już plan B troszeczkę?
M. SPOLSKY: Zajawka. Mam takie podejście, że absolutnie nie ma planów B, nigdy w moim życiu nie było planów B.
K. MAJDAN: Były plany A i chuj.
M. SPOLSKY: Tak. Znajomi zawsze trochę patrzyli na mnie z takim politowaniem, że: „Mery, dlaczego ty nie idziesz gdzieś na staż albo nie robisz praktyk, żeby jednak mieć co wpisać do tego CV na tych studiach?”. Ja jakoś nie czułam tego, bo czułam coś takiego: „Jak ja pójdę na ten staż, to przecież jest taki 1 proc. dla losu, że może mnie pośle w tę drugą stronę, a ja nie chcę. Ja chcę muzycznie i ja chcę tworzyć”. Też tak jest z modą, że robię to, bo lubię, robię to, bo fajnie się na scenę ubrać po swojemu, ale nie jest to plan B. Marzeniem jest mieć firmę modową, żeby kontynuować dzieło mamy, bo mam po niej mnóstwo projektów. Ale to nie jest jakaś taka wizja finansowo-firmowa, tylko bardziej ten człon artystyczny, którym jak będę mieć więcej czasu, to się nim z wielką chęcią zajmę. Na razie tego czasu, kurde, nie ma na tę modę, dlatego…
K. MAJDAN: Dlatego napisałaś książkę, żeby mieć go jeszcze mniej.
M. SPOLSKY: Tak, ale do książki będą też takie rzeczy merchowe, więc to mi trochę zrekompensuje tęsknotę za modą.
K. MAJDAN: OK. A nie zastanawiałaś się kiedyś, żeby jako Mery Spolsky i twój odłam modowy, żeby np. zacząć robić... Ja po przeczytaniu tej książki podsuwam ci pomysł: pomyślałem, że ty powinnaś również sprzedawać swoje zabawki erotyczne, np. Dildo Spolsky.
M. SPOLSKY: W paski takie?
K. MAJDAN: Na przykład. Myślę, że to byłoby fajne. Może to w końcu byłaby jakaś rewolucja seksualna w tym kraju.
M. SPOLSKY: To byłoby dobre. Chociaż ja musiałabym najpierw sprawdzić, jaki jest target tej książki i to jednak mimo wszystko chyba 18+ musiałoby być. A myślę, że ta książka też jest dla młodszych osób. Więc taki merch byłby ryzykowny, ale podoba mi się twój pomysł, bo jest nowatorski.
K. MAJDAN: To ja mogę pomóc opracowywać.
M. SPOLSKY: Dobra. A na kim robimy testy, bo chyba nie na mnie?
K. MAJDAN: Jak skończymy, to się rozbieram. Mery, wczoraj ci napisałem, że jesteś cudownie zwariowana i chyba po tej rozmowie uważam, że jesteś cudownie zwariowana, wręcz pojebana, jesteś niesamowita. Dziękuję ci za to, że przyszłaś. Cieszę się, że twoja książka, która nazywa się "Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj", już wychodzi jutro, bo jak tego będziecie słuchać, to będzie jutro. Jestem naprawdę ciekawy, jaki będzie jej odbiór. Dziękuję ci bardzo za tę rozmowę, jesteś wspaniała.
M. SPOLSKY: Dziękuję bardzo, ty też jesteś wspaniały i pojebany. Jesteśmy wszyscy.
Prowadzący
Twórca cyfrowy. Samozwańczy dziennikarz, producent, rozmówca i słuchacz. W przeszłości DJ i redaktor motoryzacyjny. W skrócie fan rozrywki w każdym wymiarze. kacpermajdan.pl